Witam Wszystkich!
Anna Lewandowska. Nazwisko kojarzy chyba każdy! W końcu Robert Lewandowski jest kapitanem
reprezentacji Polski. O fenomenie małżonki naszego piłkarza mówi się
różnie. Kim jest? Co robi? Fala wszechogarniającego hejtu już chyba nikogo nie dziwi, a obraźliwe komentarze
są wszędzie. Czy jednak słusznie?
Rozumiem że Pani Ania będąc Anną Stachurską nie miała takiego rozgłosu jak będąc
Lewandowską, ale czyż nie robiła tego samego? Była tym samym sportowcem którym
jest dziś, ale przede wszystkim była takim samym człowiekiem jak teraz. To źle że
chce pomóc nam kanapowcom ruszyć tyłki? Osobiście uważam że tej kobiecie należą
się ogromne brawa! Za samo zarażanie pozytywną energią! Brawa za przekonywanie
ludzi do tego aby żyli zdrowo, ale nie dlatego że taka jest moda. Pani Ania
chcę byśmy w pełnej świadomości żyli zdrowo już zawsze!
Jak wygląda
moja przygoda z healthy plan by ann ?
Na początku
trafiłam na Instagram naszego kapitana,
stamtąd zajrzałam na IG jego małżonki zobaczyłam ogrom ciekawych zdjęć, ale nie
samymi zdjęciami zachwycił mnie ten profil, a podpisami i złotymi radami w nich zawartymi. Zaciekawiona idąc dalej tym tropem zaczęłam
przeglądać facebooka i blog należący do Pani Ani, który wszystkim serdecznie
polecam.
W dniu dzisiejszym w moje ręce już na stałe trafiła książka "Żyj zdrowo i aktywnie z Anną
Lewandowską" która mam nadzieje pomoże mi w powrocie do sprawności
fizycznej.
Dlaczego w
powrocie?
Zawsze
byłam osobą raczej aktywną fizycznie, wyłączając czas podstawówki kiedy to astma
nie pozwalała mi na wszelakie aktywności jednakże dzięki odpowiednim lekom i
dobrym lekarzom zaczęłam żyć jak inni, a przede wszystkim mogłam jeździć
konno! Jazda konna towarzyszyła mi przez
następne lata mojego życia raz jeździłam intensywniej innym razem nieco mniej
ale zawsze w momencie mega wielkiego doła mogłam wsiąść na grzbiet
czterokopytnych i o wszystkim zapomnieć. Rok temu w październiku miałam z
pozoru niegroźny wypadek samochodowy. Początkowo według lekarzy nic się nie
działo, wszystko było na tyle w porządku że mogłam wyjść ze szpitala już po 3
dniach ze wskazaniem kontaktu z poradnią neurologiczną. I tam się
zaczęło! Diagnoza i ZAKAZ JAZDY KONNEJ! "To tylko pół roku... później zobaczymy" Po kilku seriach przeróżnych badań,
w momencie mijającej magicznej "półrocznej" bariery usłyszałam że rok
i powinno być w porządku. Kolejne wizyty u
kolejnych specjalistów niewiele zmieniały, a słowa lekarzy np. -"Tu
nie ma co płakać, trzeba się zastanowić nad zmianą zawodu i pożegnać ze
zwierzętami i jazdą konną" wcale nie były otuchą, aż w końcu trafił się
lekarz który sam jest ogromnym miłośnikiem koni i kiedy słyszysz od kogoś kto
podziela Twoje pasje "Zrobimy wszystko żeby pani wróciła do zawodu, jeszcze będzie z pani dobry instruktor" naglę widać jakiś cień nadziei.
REHABILITACJA
Początkowo
prądy, laser, krioterapia, ćwiczenia. Myślałam sobie "po co? przecież to
nie przynosi żadnych efektów" ale jednak pod koniec kilkutygodniowej sesji
coś się ruszyło. Kinesiotaping 1,5 tygodnia w plastrach -Jej jak to
swędzi! pewnie nic nie daje! na co mi to było?! Teraz gdy
ku końcowi zbliża się ostatnia(mam nadzieje) seria rehabilitacji czuję poprawę. To naprawdę
świetne uczucie kiedy siedzisz w domu i próbując podnieść rękę do góry widzisz
jak wielki jest postęp. Widzisz kąt prosty który później przechodzi w rozwarty. Na razie jeszcze
delikatnie ale ta satysfakcja że Twoje łzy które wsiąkały w łóżko z gabinetu masażu nie poszły na marne jest
ogromna. Pani
Rehabilitant mówi że jestem Twarda! Czy to prawda? Sama nie wiem. Twierdzi że wielu
przy tak cięzkich ćwiczeniach i masażach odpadało po kilku zabiegach, a ja
nadal uparcie przychodzę i nawet głośno nie "jęczę że boli." Wiem też że moje mięśnie przykręgosłupowe są
przygotowane do ćwiczeń. Rehabilitantka dał zielone światło! Potrzebuje jeszcze
tylko zgody jednego z lekarzy i zaczynam swój wielki powrót do sprawności
fizycznej. Przez rok upadło wszystko. Każdy mięsień potrzebuje żeby go
porządnie wykorzystać, każdy chce innych ćwiczeń innych wyzwań! Wiem że nie
mogę przesadzić! Dlatego zaczynam lekko, jazda
na rowerze, pilates i przede wszystkim zdrowe odżywianie!
Nie wiem
czy dam radę to wszystko przetrwać! Potrzebuję dużo wsparcia! Mam nadzieje że już niedługo moja zadyszka pójdzie w niepamięć, a bieganie 10 minut z rodzeństwem ciotecznym nie będzie kończyło się mega wielką kolką.
Trzymajcie
kciuki i życzcie powodzenia!